wtorek, 19 lipca 2005

‘Tak strasznie leje i mokro wszędzie’.

Łódzcy znajomi – cisza.
Tutejsi – cisza.
.
Pauka wpadła przelotem jakiś czas temu. Wycmokała, wyściskała mnie na przywitanie i wyciągnęła pogadać, połazić. I przypadkiem udowodniła kolejny raz, jak to tak naprawdę jest.
ja: A czemu nie poszłaś do Kasi W.?
P.: Kaśka jeszcze nie przyjechała z Łodzi.
ja: Aha. Czyli zawdzięczam to spotkanie jej nieobecności, bo jakby już była, to pewnie nawet nie zajrzałabyś do mnie.
P.: Nieee…! No coś ty!
Siedzimy na łące, Grzyb puszcza Pauce sygnał. Wracamy. Po drodze spotykamy Kaśkę z wesołą gromadką. Rzuciwszy obojętne ‘pa’, Paulina znika w mroku z resztą grupy. Na mesa z pytaniem, kiedy będzie tak miła i odda mi książki, odpowiedzi nie dostaję.
I co, to wcale nie tak, Pauka?
…jasne.
.
Wyniosła jestem ostatnio. Denerwują mnie ludzie. Oschle traktuję każdego, wychodząc z założenia, że skoro się do mnie odzywa, to musi mieć w tym jakiś interes. A ja już dosyć mam, do jasnej cholery, pseudoprzyjaźni i udawanego zainteresowania.
Nieliczni, których ‘co słychać’ ciekawi naprawdę i nie jest podszyte fałszem, żyją gdzieś setki kilometrów stąd.
- A może znowu się mylę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz