niedziela, 13 lutego 2005

Cudownie.

Mam tatę. I ojca. Kiedyś tak sobie wymyśliłam, dla rozróżnienia i nie niszczenia tatowego wizerunku. 
Bo tata w zasadzie jest w porządku. Lubi łowić ryby i wspominać swoje wojskowe czasy. Często narzeka na zniszczone zdrowie i brak wolnego czasu. Trochę marudzi, czasami nieco drażni wiecznym zwracaniem uwagi na to, że notorycznie nie noszę podkoszulek, uważając ich brak za jedyną przyczynę wszystkich moich zachorowań. Od czasami uderza w moralizatorskie tony i nieudolnie próbuje mnie wychowywać, absolutnie nie zauważając, że na to już, niestety, od dawna za późno. Kocham go, no, do jasnej cholery, jest pierwszą miłością mojego życia, tą najdłuższą i niepowtarzalną. A specyficzny zapach samochodu i papierosów jest gwarancją i symbolem bezpieczeństwa w tatowych ramionach.

Inaczej ma się rzecz z ojcem. Nie pamiętam, żeby tak było zawsze, chociaż może nie pamiętam tego kiedyś dawno, bo stamtąd wryło mi się tylko ciepłe wspomnienie historyjek o wilku i zającu opowiadanych na dobranoc. Ojciec jest od wódki i od awantur. Od tej maminej skorupy, spod której tylko czasami widać jak bardzo ją to boli. Ojciec jest od takich wieczorów jak dziś, kiedy Ewunia, chora i lecąca przez ręce, a on w stanie nienawiści wyzywa mamę, nie widząc zupełnie zapłakanych oczek i rozpalonych policzków wtulonej małej.

Tnącymi słowami. Posiekał mnie dziś na drobniutkie kawałeczki, kolejny raz będę się zbierać, uważając by nie zgubić żadnej niepotrzebnej łzy.
Nienienienie-na-wi... Cisną mi się pod palce wielce nieprzyzwoite wyrażenia. Za które będę się wstydzić, kiedy tata wróci.
.
‘Jeśli znów podniesiesz głos, odejdę tam
ty pogubisz kości żyjąc sam...’
( ‘Cudownie’ Hey )


Jeśli kiedykolwiek powiesz do mnie ‘ty suko’...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz