poniedziałek, 20 listopada 2006

Lubię twój głos.

To niedobrze. Niedobrze przyzwyczajać się do czyjegoś głosu i nie móc słyszeć go tak często jak by się chciało.
A chciało by się. Gdzieś mi majaczy ta sobota.
I nie wiem, jak tak naprawdę się stanie. I czy w ogóle, czy dalej.
Znów się kłębi chaos. Może dlatego, że jakoś łatwiej mi bez Artura w gadugadowej liście kontaktów. Może dlatego, że chciałabym, żebyś był bardziej.
Żebyś był.
A wiem, co jest niemożliwe.
.
Chowam się pod kołdrą, dogrzewam Aspirynę i wycieram nos.
Zakatarzona Katarzyna i setki złych przeczuć.
I już tęsknota za Milvą, a Milva odeszła dziś rano. Dwa lata patrzenia w ciemnobordowe ślepka, które zostały tylko na zdjęciach.
.
Tamta stara kobieta wyszła wtedy z mgły, owinięta w zniszczoną kraciastą chustę. I chociaż spojrzenia skrzyżowały się tylko na pojedynczą sekundę, przeszły mnie dreszcze.
Chyba zwiastowała zimę.
Ona wydaje się jeszcze odległa, kiedy idę ulicami Śródmieścia, z góry sączy się delikatny deszcz, chociaż pamiętam te chodniki zasypane śniegiem.
Nierealna, kiedy topnieję w środku w chwilach, o których nie powinnam dziś myśleć.
.
Gdzieś przy nogach tuli się Iskra.
Nie pal tyle, Katarzyno, rozwalasz sobie układ odpornościowy.
(– ale przecież każdy musi kiedyś na coś umrzeć.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz