wtorek, 28 czerwca 2005

Nie mogłam się poskładać.

Chciałam pisać, ale – brakło słów. Znalazłam wiersz. 

‘płaczemy
płaczemy po tych
którzy odeszli
kiedy już
ich nie ma

ta jedna głupia
myśl
przecież byli
i taka pustka

zostały
tylko skarpety
zimowe
i zapach
taki bliski’
( *** )


Na pogrzebie Pawła było chyba całe miasteczko. Mnóstwo białych róż, wikary odprawiający mszę łamiącym się głosem. Twarz jego młodszej siostry dotykającej trumnę.
Moje przymknięte powieki i tamte dni, na nowo. Niewiele pamiętam. Podobno też było dużo ludzi. Podobno kwiaty i wszyscy tacy smutni. Pamiętam, że prowadził mnie tata. A ja tak bardzo chciałam nie płakać.
Niewiele pamiętam, ale do ostatniej chwili nie wierzyłam, że położą na nim ciężką płytę, że zniknie pod nią i już nigdy nie stanie w drzwiach mojego pokoju. Uparte wrażenie, że tylko wyjechał, że wróci z Krakowa i niedługo będzie jak dawniej.
Po pogrzebie Pawła poszliśmy na groby pradziadków, dziadka, Kamila. Jestem zaborcza w swoim smutku. Mówią ‘byłaś tylko cioteczną, najbliżsi cierpią bardziej’. Nie sądzę, by dobrą miarą był stopień pokrewieństwa. Przy nich zawsze jestem spokojna. Taka opanowana, och, czas leczy rany.
- Tak, pozwala im przyschnąć.
Czasami tylko widzę go, słyszę, czuję obok, tak daleko, a wtedy Artur patrzy bezradnie, tuli mocno, ale tak trzeba, tak trzeba bo inaczej trzeba by było zwariować zupełnie.
.
.
.
Wróciłam. Czytając archiwum przypominałam sobie słowa innych, które tak często pomagały.
Blog stał się substytutem psychoterapii.
Ciężko pozbywać się kawałka siebie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz