sobota, 4 czerwca 2005

Deszcz za oknem. Nastrój bardzo nie bardzo.

We wtorek cztery egzaminy z francuskiego. Wypracowanie z filozofii i zaliczenie przedsiębiorczości na środę. Praca na temat Prusa i ‘Lalki’ na poniedziałek. Jakiś sprawdzian z biologii, jakaś poprawa z fizyki. Interesuje mnie mniej niż połowa tych rzeczy. Tylko francuski tak bardzo bym chciała pozytywnie, by coś sobie – i nie tylko sobie – udowodnić.
Boję.
.
Jaś przy obiedzie odmówił zjedzenia gołąbków z młodą kapustą, gdyż, jak stwierdził, nie podobają mu się ‘te zielone wodorosty’. Dwa nowe szczurki, albinoska Iska i czarna Falka, zostały zaakceptowane przez resztę stada. Komputer powiedział ‘non!’ jeszcze bardziej stanowcze niż Francuzi przy eurokonstytucjii i rozłożył się kompletnie, prezentując godny podziwu upór przy wszelkich próbach uruchomienia. Siostra schudła 10 kilogramów. A ta 10letnia przeżywa wielką miłość, o czym dowiedziałam się niechcący przy okazji zamienienia się numerami telefonów. Bez namysłu odrzuciłam propozycję wyjazdu nad morze z ciocią Marysią, kawałkiem rodziny i bandą rozwrzeszczanych kolonijnych dzieciaków – ‘mamo, przecież 3 lata temu...’ – ‘ale ty cholernie pamiętliwa jesteś, k. ’
...
Najgorsze, że
‘niby bezpiecznie, ale
wcale nie jest dobrze w moim śnie...’
( ‘Sen’ E.Bartosiewicz )

- Koszmarów cztery pary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz