piątek, 8 kwietnia 2005

Notatki z zeszytu.

01.04.2005
Wieczór. Spóźniony autobus i kłótnia. Pidżama. Masakra w szatni. Koncert. Szaleństwo. Sms od dziewczyny Marcina i nagła konsternacja – jak to, Papież...? Joasia w łóżku słuchająca RMFu. ‘On umrze’. Twarz wtulona w pluszowego misia. Nie wierzę w kościół. Wierzę w Boga, a nie drętwą instytucję. Ale On był Kimś. Dla mnie od zawsze.
Nie będzie tak samo.
.
.
.
Cisza.
.
(Za dużo już powiedziano na ten temat. Medialna szopka i smsowe łańcuszki.
A ja nadal szukam. Często wątpię.
Dobrze, że pozostały Jego słowa.)
.
.
06.04.2005
Zapukała równo o północy razem z pierwszymi życzeniami od Cezarego.
* ‘Dobry wieczór, Dorosłość, miło mi. Jak samopoczucie, droga jubilatko?’
Powiedziałam: Zjeżdżaj...! Jeszcze się nie urodziłam! Nie pokazuj mi się przed 7.20!
* ‘Kogo ty chcesz oszukać, k.? Obie wiemy że, jak napisał pan Marquez, kobiety są w stanie dorosnąć w trzy dni. Ty czasu i okazji miałaś aż nadto. Przestań wierzgać, to czysta formalność. Proszę o podpis na podaniu o dowód osobisty, resztę informacji na temat uzyskanych praw i obowiązków udzieli ci nieznajomy poczęstowany cukierkiem na szkolnym korytarzu.’
.
.
.
To jak to szło? ‘Już za rok matura’...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz