poniedziałek, 1 listopada 2004

Czerwona róża na jego grobie.

Nie przyjdę dziś wieczorem. 
Muszę wracać do Łodzi – uczyć się uczyć się uczyć uczyć...
Tak tak, oczywiście.
Być może nie będę płakać. Być może.

Pomyślę o tym, jak stoi przy nim cała rodzina (beze mnie, bo przecież muszę wracać, naprawdę muszę?).
I pewnie ktoś po cichu wytrze łzy (nie będę cicho, ale wolno mi, nie zobaczą). Zapalą więcej zniczy
(żeby nie było mu zimno, ale to tylko ja tak mówię). Pokiwają głowami (schowam myśli w poduszkę). Wymienią bieżące uwagi (znowu zapytam dlaczego).
A może spokojnie przypomnę sobie barwę jego głosu i zapach. I te godziny spędzone razem przy komputerze.
I wszystkie jego słowa, które pielęgnuję w sobie, by zostały na zawsze.
Tak bardzo boję się zapomnieć.

Co by było gdyby...? Gdyby nie 8.09.2002? To na pewno inna data. Ale ta za jakieś 60 lat byłaby zdecydowanie lepsza.
Przez ten czas zdążyłabym powiedzieć, że go kocham. A teraz... teraz tylko czerwona róża na jego grobie.
I drażniąca świadomość, że wszystko mogło być inaczej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz