Wściekłam się, że wszystkie długie spódnice, które mi się podobały z ledwością sięgały moich łydek. I ta czarna, na którą się tak strasznie napaliłam, że tylko ta i żadna inna, była świetna, ale jakieś
Joasiu, Madziu – informacja, którą podało radio kilka dni temu, tą z której miałyśmy taki straszny ubaw – że niby w tym sezonie modny będzie róż, pomarańcz, zieleń i żółć i wszystko, byle jaskrawe – to prawda! Nawet czarne bluzki oszpecone są jakimiś jarzeniowymi wstawkami. Makabra.
Żeby wygrzebać coś bardziej normalnego i w swoim nijakim stylu przegoniłam babcię przez kilka hal ( mama odpadła po dwóch pierwszych i kolejny raz powiedziała, że ostatni raz robi ze mną zakupy ), wymęczyłam psychicznie kilkunastu sprzedawców i przy okazji siebie. Bo to jest tak, że ja nie wiem czego chcę ale zdecydowanie wiem czego nie chcę!
*
Zamierzam się podobać. Sobie. Jaśkowi? No, może. P. Tak, P. Jemu szczególnie. Chociaż to i tak bez sensu, bo skoro jesteśmy przyjaciółmi, to chyba wszystko jasne i w miarę oczywiste. Co nie zmienia faktu, że zależy mi na jego opinii. Może dlatego śni mi się ostatnio. Za często trochę jak na przyjaciela. Niemniej cieszę się, bo przynajmniej wtedy mam u niego jakieś szanse.
Nie! Nie myślę o zdradzie J.! Ale... Niekonsekwentna jestem. Jak już z nim zerwałam, to mogłam się trzymać. A nie. Mięczak. To nie jest łatwe. Odejść od człowieka, z którym przez ponad rok dzieli się siebie. ‘Dajmy sobie jeszcze jedną szansę!’ Daj-my.
*
I jutro farbuję włosy. I do kosmetyczki idę – dodatkowy kolczyk w uchu. A może dwa.
Mama: aleś mi się rozbrykała w tej Łodzi.
No ba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz