poniedziałek, 28 czerwca 2004

‘...jak to zwykłeś robić Ty, wyczuwam, wyczuwam Cię w zapachu ubrań’

Chłodny prysznic zmył zmęczenie i uspokoił rozpaloną skórę. Na krótko.
A teraz, teraz siedzę. W jego bluzie. Tej samej, w której spał w nocy przed wyjazdem. Tej samej, która pachnie nim tak bardzo, że nieobecność jego dotyku jest aż boleśnie nieznośna. Czuję zapach, tylko szeptu i muśnięć wilgotnego języka, oddechu na szyi, pieszczot dłoni, ciepła, uścisku ramion i ud przy udach brakuje.

Nie chcę sama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz