czwartek, 12 maja 2011

A teraz nazwijmy rzeczy po imieniu

- ZJEBAŁAM.
Zjebałam, klątwa trzeciego semestru mnie dopadła. Historia zatoczyła koło, wylądowałam w punkcie wyjścia. Błażej się wściekł. Nie wiem o co bardziej, o to, że zjebałam, czy że dowiaduje się dopiero teraz. I nieważne, jak ja się z tym czuję i co ja sama na swój temat myślę, i tak się wściekł. Miał prawo, zgoda. Niemniej wyładowanie na mnie złości to ostatnie, czego mi trzeba.
Nie oczekuję głaskania po główce i użalania się nad moją głupotą. Ten etap możemy pominąć. Osobiście czuję się pogodzona z losem. Przebrnęłam etap walenia głową w ścianę z bezsilnej rozpaczy, przeszłam już żałobne jęki i dramatyczne spazmy oraz okres utwierdzania się w przekonaniu, że jestem nikim i nic w życiu nie potrafię osiągnąć.
Dla miłej odmiany zaczęłam intensywnie myśleć i szukać jakiegoś względnie sensownego rozwiązania dla całego tego uroczego bigosu, w który, standardowo, władowałam się na własne życzenie. Może zaciągnę się na wakacje w szeregi kelnerek, dorobię trochę grosza korepetycjami, poza tym od lipca, przy pomyślnym układzie planet, wprowadzą się do nas dziewczyny, Anka i Justyna, dzięki czemu odpadnie część kosztów wynajmu mieszkania. Finansowo powinniśmy dać radę. I jest to, ogólnie, jakaś opcja. Całkiem nawet niegłupia, powiedziałabym. Plan małych kroków, tego muszę się trzymać. Na dobry początek załatwić sobie dziekankę, znaleźć pracę i wtedy przyznać się matce do kolejnej uczelnianej katastrofy. Przyznać się też do regularnych wizyt na kozetce, bo o tym również jakoś nie miałam okazji do tej pory jej wspomnieć. Może to złagodzi nieco falę uderzeniową, która - nie mam złudzeń - na pewno mnie nie ominie. Utrzymywała mnie przez ostatnie pięć lat, w czasie których planowo powinnam była właśnie kończyć studia, a że wyszło jak wyszło - trudno, życie to dziwka, moje poronione ambicje to dziwka, nadzieja - to największa dziwka z nich wszystkich.
Plan małych kroków i jak powtarza Natalia, nie należy wymagać od siebie więcej, niż jesteśmy w stanie w danej chwili zrobić. Dosyć wpędzania się w niekończące się wyrzuty sumienia. Koniec karkołomnego spełniania cudzych oczekiwań. Koniec pasożytowania na pieniądzach z domu i koniec nieustannego poczucia winy.

Jestem jaka jestem, robię co mogę, nie każdy w życiu ma farta, bo ja na przykład muszę się nieźle najebać, żeby osiągnąć połowę tego, co innym przychodzi po pstryknięciu palcem.
Tak jest i koniec.
I ja jakoś dam sobie z tym radę.

Niech tylko ktoś na chwilę mnie przytuli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz