Zaliczyłam łacinę na 4+.
Znaczy, jak chcę, to potrafię. A podobno najgorsze są początki.
Załóżmy, że etap ‘ryjemy póki nie padniemy’ bo albo oni nas, albo my ich,
został pozytywnie zainicjowany.
Nie dam się tak łatwo wyrzucić.
Ja potrzebuję październikowej Warszawy.
Chociaż z moim życiowym podejściem i tak przyjmuję raczej opcję porażki, to tym
razem wyjątkowo postanowiłam przekonać samą siebie, że nie jestem taka głupia
jak by się mogło wydawać.
Przecież potrafiłam kiedyś błyszczeć.
Może warto obudzić stare przyzwyczajenia, które odebrało mi liceum?
.
Dobra, no to teraz szybko zmyjmy z siebie smród fajek. Wrzućmy co trzeba do
plecaka. Odwiedźmy bankomat, wypłaćmy ostatnie 20zł z konta na bilet do domu.
Odbierzmy 70 stron ksera na poniedziałkową literaturę.
I jazda, naładować akumulatory ciepłem i babcinym obiadem.
.
Kiedyś będzie lepiej.
Przetrwam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz