niedziela, 14 stycznia 2007

Się uczę. Udawać.

‘on ją
do siebie przytula
ona mu
szepcze na ucho on
ją głaszcze po
włosach ona go całuje
w nos
ja wolę stanąć
w bezpiecznej odległości
żeby nie widzieć
nie myśleć o swoim
pustym
życiu
nie mogę na nich patrzeć
najchętniej wyrzuciłabym
z autobusu zabroniła
w ogóle
wychodzić na ulice zakazała
być szczęśliwym w
miejscach
publicznych’
( A. Kamińska )


Stoję odgrodzona murem ze słuchawek, God Is An Astronaut - Suicide by star, świat dookoła jakby w zwolnionym tempie, beznamiętnie palę papierosa.
Dobrze gram swoją rolę.
.
Eskello rozpłaszczył się, wysunął mordkę.
Miziam. Grzeję palce.
W szklance kakao, stosy kserówek walają się po pokoju, Le Petit Robert przede mną.
La Chastelaine de Vergy’ na jutrzejszą literaturę.
.
‘on – kot narysowany
ołówkiem
na barowej serwetce
kot – nic więcej
pusty bar
ja i fajki
wyostrzyłam mu
pazury
ołówkiem
wyprężyłam grzbiet
a on podrapał mi usta
a rzęsy połamał
ogonem’
( Paragon )


Kropla czarnego tuszu ścieka po policzku.
Ckliwa, łzawa, melodramatyczna.
Gdy nikt nie słyszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz