Posiadanie psa, kota i szczurów na powierzchni zdecydowanie zbyt małej, by
przeżywać bez większych wzlotów i upadków, niesie ze sobą ryzyko, że kiedy
obudzę się z pazurami nagle wbitymi w nogę oczy natychmiast zarejestrują
niezdrowe podniecenie w okolicach klatki, do której wciągnięta będzie moja
podziurawiona już wyjściowa sukienka, wtedy pies zacznie drapać w drzwi,
spanikowana ratowaniem kiecki i próbą wyjścia z kudłaczem zanim zaleje dywan
skończę na włożeniu stopy w zasikany przez kocura kapeć, a całość zostanie okraszona
soczystym ‘kurwa!’ i podsumowana dwoma fajkami w ciągu kilku minut.
Gdy dodamy do tego perspektywę czterogodzinnego egzaminu śródrocznego i
zaliczenie pisania, na co jestem przygotowana raczej średnio, wyjdzie nam
doskonała katastrofa.
Chwilami mam wrażenie, że sama funduję sobie za dużo atrakcji na raz.
.
.
.
Tymczasem niczego nieświadoma Natalia uśmiecha się delikatnie przez sen, krople
deszczu malują po szybach, a zegar, którego nie ma, nieubłaganie odbiera
nadzieję na pozytywne zakończenie tej historii.
Luty zaczął się pięknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz