Po prostu płakać,
siedząc obok niej na krawędzi szpitalnego łóżka, trzymać ją za zsiniałą od
popękanych żył dłoń, dłoń z wbitym wenflonem, sączącą się kroplówką, patrzeć na
jej uśmiech, na spokojne oczy, potargane włosy, patrzeć na zsiniałą od popękanych
żył dłoń ściskającą lekko moje palce, patrzeć, słuchać jej głosu, codziennych
wyrzutów, że schudłam, jestem blada, oczy mam podkrążone i na pewno nie jadłam
dzisiaj śniadania, słyszeć dumę w jej głosie kiedy pyta mnie o tę olimpiadę z
francuskiego, czuć jej słabą zsiniałą dłoń w mojej dłoni, czuć jej delikatność,
kruchość, chcieć powiedzieć jej jak bardzo ją kocham, jak się martwię i jak
tęsknie, i nie szepnąć ani słowa.
Płakać, płakać, płakać.
Teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz