Najpierw przedstawienie pod tytułem ‘uczelniany dzień z życia studentki
romanistyki’, czyli pobudka w okolicach piątej, za dużo papierosów pod
wydziałem, 3 zaliczenia i dwie części egzaminu. Później zgubiłam 50zł między
bankomatem a sklepem. A na koniec w ciągu kilku minut zahuczało, zagrzmiało,
niebo pękło i wysypała się z niego potężna burza. Szukając schronienia wpadłam
do piekarenki w pobliżu mojego bloku żeby przeczekać nawałnicę. Widok
wspaniały, panorama rzeki Rzgowskiej. Komunikacja miejska padła, samochody
przedzierały się w szalonych strugach rozbryzgując dookoła fontanny burej
brei. Nagle wszystko zalała jasność – w tym samym momencie deszcz, grad i
słońce.
Straciłam poczucie czasu.
.
Schowałam pantofelki w reklamówce, podwinęłam nogawki spodni i odważnie
wstąpiłam w otchłań. Wbrew obawom, woda była przyjemnie ciepła. Gdyby
nie strach, że zaraz, by dopełnić tradycji, wpakuję się na jakiś kawał szkła
lub inny mało sympatyczny w zetknięciu z ciałem przedmiot, mogłabym nawet
poczuć się jak na wakacjach.
.
.
.
Przy najbliższej okazji kupię sobie ponton.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz