wtorek, 7 listopada 2006

‘Spokój, wielki spokój…’

‘…przestrzeń między łzami w oku’ zaczyna się powiększać, łzy (i te dawne sprzed miesięcy i bliskie, niedzielne, z Dworca Centralnego w Warszawie, zanim przyjechał pociąg) powoli znikają, droga staje się jaśniejsza, oddychamy głębiej, spokojniej, gdzieś tam w środku pewne sprawy przybierają coraz bardziej określone kształty.
Wraca życie.
.
Siedzimy z Iskrą w romantycznej atmosferze, przy świecach. W bloku wysiadł prąd.
Pachnie nam cynamonowo.
Donica z mirtem stoi obok szafy. Na parapecie rośnie rosiczka od Maćka. Pilnuje jej drewniany kot.
Półki są pełne francuskich książek. Między nimi zaplątany słownik do hiszpańskiego, a ja dumam nad gramatyką praktyczną, mając w świadomości migoczące uwaga-jutro-kolokwium.
Szczury śpią przytulone, chroniąc się przed chłodem, który wpadł na chwilę przez uchylone okno.
Poznajemy sąsiadów wychodząc na spacerki do pobliskiego parku. Iskra nie przepada za tramwajami, ale jest grzeczna i wie już, że nie wolno szczekać w domu. I że popołudniu wrócę do niej z uczelni, że na pewno przyjdę, a wtedy ona uśmiechnięta z paszczą pełną mlecznych zębów wskoczy mi na kolana i opowie, jak bardzo tęskniła i jak się cieszy, że tak po prostu jestem.
.
Dom.
Słowo przylgnęło automatycznie do 20 metrów kwadratowych składających się z korytarzyka, pokoju, mikroskopijnej kuchni i łazienki.
Czuwa nad nami anioł w czerwonej sukience, miś od mamy, powiększone zdjęcie z Paryża w antyramie. Po raz pierwszy od dawna czuję, że znalazłam właściwe miejsce na ziemi. Takie, które pasuje do mnie od samego początku do końca, gdzie można bezpiecznie zatopić się w fotelu pod kocem, tulić Iskrę i wiedzieć, że to ma być właśnie tak.
.
Często bawię się hematytem i srebrnym łańcuszkiem zawieszonym na szyi.
Trzymam w nich zaklęte wspomnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz