poniedziałek, 30 lipca 2007

I się było spierdoliło. Na amen.

Wiedziałam, że powiedzenie na głos zbyt dużej ilości słów pociągnie takie a nie inne konsekwencje. Trzeba było nie trąbić o złudnej chwili spokoju, głupia dupo.

Cudownie, nie ma to jak zapierdol w pracy, ząbkujące niemowlę ryczące godzinami tak, że nie mam jak iść się wysikać, bo na każdą próbę zdjęcia dziecka z ramion reaguje ono zanoszącym się szlochem i wspaniały mężczyzna mojego życia, który oznajmia mi, że mój pies jest chory ale do weterynarza zabierze go 'później', a po ponowieniu prośby o to, z wściekłością odpowiada, że już wszystko załatwił, a ja, jeśli mam pisać wyłącznie dlatego, że martwię się o psa, to mogę nie odzywać się wcale.

No, bo przecież to nie ja wysłałam mu nieco wcześniej kilka smsów i nie ja spędziłam z nim cały czas wolny w wymiarze niemal godziny popołudniu na gg, przysięgam, że nie było nic o psie, dopiero, gdy dowiedziałam się, że mój pies jest chory a on zabierze go do weterynarza 'później' idiotycznie zaczęłam dopytywać o psa, bo pies, jakby nie patrzeć, jest psem bezwarunkowo moim własnym, toteż chyba normalne, że będąc te ileś-tysiąc-tysięcy kilometrów od tego psa dzwonię zębami w parapet nie wiedząc, co się z owym psem dzieje.

Kurwa japierdolę, po prostu miodzio. Na pociechę strzelamy dobranocne fochy, spierdalając raczkiem każdy w swój kącik, mantrujemy, zły zły Dominik, zła zła k.

Miłych snów, kochany, miłych snów.
.
Ja po prostu mam dosyć.
I idę sobie terapeutycznie wyjarać mentolowego Marlborasa z paczki za 5 euro.

Rzygam tym wszystkim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz