poniedziałek, 2 lipca 2007

...

Ledwie zdążyłyśmy dotrzeć z Anetą z przystanku i zdjąć w ganku buty, gdy zagrzmiało rozdarte błyskawicą niebo.
.
W kuchni czekali rodzice. Zrzuciłam z siebie stertę toreb, puściłam luzem uradowanego Kudłacza i rozsiadłam się wygodnie za stołem. Tata, wykorzystawszy mnie do ściągnięcia z kredensu pudełka z kluczykami, wyszedł do garażu kontynuować rozbebeszanie naszego grata, czysto kurtuazyjnie zwanego od czasu do czasu samochodem. Z mamą zatopiłyśmy się w rozmowy. Kobieco-kobiece, matko-córkowe.
(…)
Na dworze pociemniało, deszcz szumiał, świat zamruczał w oddali.
.
Noc -
w domu,
pokoju (nie)swoim, w łóżku, na poddaszu, z bębniącymi kroplami, w dach, w szyby, z niezachwianą pewnością, że tam, powyżej nabrzmiałych chmur, świeci mój przyjaciel Wielki Wóz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz