Wieczorem telefon mamy, budzący, chociaż tak wcześnie.
‘Martwię
się o ciebie, k.’
…wiem.
Sama zaczynam się martwić. To miało się już
skończyć, miało się już skończyć. Przeraża mnie słabość. Nagle wysiłkiem jest
podniesienie głowy znad poduszki, prześlizgiwanie się wzrokiem po papierze
drażni, bo litery zlepiają się w niezrozumiałą papkę, zgięcia rąk bolą, bardzo,
okłady nie pomagają, bo jak mają pomóc jeśli co chwila, mimo wcześniejszych
zapowiedzi końca igieł pakuje się w nie kolejne, bo w tyłek też już nie bardzo
jak, skłuty, zsiniały, przeszkadzający w leżeniu, przeszkadzający w siedzeniu,
męczący. Chciałam już stąd wyjść. Ubrać czarne dżinsy i brązową bluzę, wskoczyć
w glany i zachłysnąć się powietrzem na podjeździe dla karetek..
Na razie trochę kręci mi się w głowie. Z mamą poszłam na spacerek do wind, do kiosku, dostałam dzisiejszą Politykę, w drodze powrotnej na oddział zrobiło mi się słabo, ale ani słowa, ani słowa, bo jeśli ktokolwiek wypaple, że czuję się źle, to zamorduję.
Dobrze jest, proszę państwa.
Jest zajebiście dobrze, jutro wychodzimy.
Nie będzie żadnego duszenia się, żadnej wysypki.
I takiej wersji uparcie będę się trzymać.
Jutro wychodzimy.
Bo tutaj z każdym dniem jestem słabsza.
Jest gorzej.
.
A tak naprawdę, to chcę wrzeszczeć i walić głową w ściany, z wściekłości, z bezsilności, dlatego że jest mi niedobrze, że chce mi spać, że nie mogę, że mnie boli, że Iskra nagle nie żyje a ja już zdążyłam ją pokochać, że wszyscy się przejmują, a ja po prostu chcę stąd wyjść, chcę wyjść, i dajcie mi zachłysnąć się powietrzem na podjeździe dla karetek, pozwólcie mi upaść od zawrotów głowy, pozwólcie mi płakać, bo muszę się znieczulić bólem, bo muszę…
Muszę stąd wyjść i wziąć się za życie.
Życie – ciąg dalszy.
Nastąpi.
Miejmy nadzieję.
.
Zrezygnowałam z wyjazdu do Francji. Nie chcę, czy może raczej – boję się. Tak.
Zwyczajnie się boję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz