poniedziałek, 20 marca 2006

Zostanę twoim kotem, będziesz mnie głaskał, a ja będę mruczeć i nie zrozumiesz, kiedy powiem, że Cię kocham…

Już wczoraj wieczorem, kiedy rozmawialiśmy stojąc tak pod oknem na korytarzu, identycznie jak wtedy kiedy mnie zostawił, wiedziałam, że nie skończy się na pocałunku i tym, że kiedy się do niego przysunęłam, odwzajemnił to i przytulił głowę do mojego policzka. 
Zgodnie z umową, przyszedł na balkon o 7.30, niezadowolony że powiedziałam ‘zapalić papierosa’, bo ‘czy ten papieros konieczny?’, przyganiał kocioł garnkowi.
Przyszedł bez kurtki, tylko w bluzie i zaproponował, żebyśmy wyszli na korytarz, zimno tak, więc dorzuciłam, że w sumie moglibyśmy iść do pokoju. Do niego.
Przytuliliśmy się. Całowaliśmy, dotykaliśmy i nagle, nagle zaczął całować mój brzuch, siedząc na krawędzi łóżka, a ja stojąc tak przed nim i myśląc tylko o tym jak bardzo nie chcę żeby ta chwila się kończyła chowałam palce w jego włosach. Płakałam kiedy się kochaliśmy, bo wiedziałam, że to przecież nic nie zmienia, to przecież nic nie zmienia… Przestraszył się i zaczął mnie tulić, i że jeśli nie chcę, boże, chciałam, tak strasznie chciałam żeby był ciągle żeby jak zawsze, a później leżeliśmy i był taki czuły jak kiedyś wieki temu zanim jeszcze na horyzoncie pojawiła się Dominika i inne boskie stworzenia.
‘Co z nami będzie…?’
Całował delikatnie i mówił, że za dużo się już zepsuło, że już nigdy nie chce mnie skrzywdzić, i że się boi, i właśnie dlatego nie możemy być razem, chociaż tęskni, chociaż ciągle widzi mnie jak taka śliczna rozmawiałam z nim na świetlicy, a nad jego łóżkiem na ścianie jest napisane zielonym długopisem moje imię i założę się, że nie było go tam nigdy wcześniej, nie mogłam tego nie widzieć przez pół roku odkąd tam mieszka.
.
A Dominika? Wygarnęłam mu Dominikę. Stwierdził, że przecież ona jest beznadziejna. Kiedy zapytałam, czy się z nią całował, odwrócił się i poprosił, żebym nic już nie mówiła.
I jeszcze, że nigdy mnie nie zdradził. I że nie ma i nie było żadnej innej.
Teraz wierzę.
Wściekł się na ludzi, kiedy opowiedziałam mu jakie wieści do mnie docierały. Widziałam, jak go zabolało. Nie mógł – zwyczajnie nie mógł kłamać.
.
Mama była u mnie, dowiedziałam się o wczorajszej awanturze w domu, o wielkiej wojnie z tatą. Później rozmawiałyśmy o Arturze i że znów mam trochę psychicznego doła, bo to wszystko jest zwyczajnie bez sensu. Ale pozbieram się, znowu, znowu będę chodzić z podniesioną głową, lekko umalowana, ładnie ubrana, zerkająca kątem oka na przerwie, czy zauważył.
Czekająca na cud, modląca się o koniec tego koszmaru, z jednoczesną ochotą przedłużania go w nieskończoność, bo zdaję sobie sprawę, że kiedy już wyjedziemy oboje z bursy, nasze drogi się rozejdą i wtedy ‘już wiem, że nigdy nie będziesz mój’
.
.
.
Popołudniu zajrzałam do 104, bo nie mogłam znaleźć Daniela, a miałam coś dla niego od rodziców. Artur obiecał, że przekaże. Ale był zły, że przyszłam, bo mu nie wychodziło zadanie z matmy, więc nerwy przerzucił na mnie.
Cudownie.
To spojrzenie.
Ten głos.
‘Idź już, muszę się uczyć.’

/‘Ciągle widzę, jak ślicznie wyglądałaś wczoraj na świetlicy, tak bardzo za tobą tęsknię…’

Brak słów, nadmiar myśli, konieczność wzięcia się za słówka z francuskiego, niewyspanie i samoopadające powieki.
Co jeszcze?
Aha, nie odpisał na smsa.
Taki zły.
.
.
.
Oczywiście musieliśmy minąć się na korytarzu, on w drodze na stołówkę, ja do kafejki żeby dodać notkę.
…ten jego uśmiech…
Paranoja.
.
Boska siedzi.
Chamsko nie powiedziałam ‘cześć’.
/Do-bra-noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz