W gruncie rzeczy nie lubię być chamska, ale z ludźmi inaczej się nie da.
Wystarczył tydzień, żeby całe piętro zorientowało się, w którym pokoju jest
lodówka, żelazko, czy nawet tak elementarny element wyposażenia jak suszarka.
Trudno mi to zrozumieć, bo osobiście wolę trzymać jedzenie na parapecie albo
wyjść w pogniecionych spodniach niż się prosić obcej osoby. Nie lubię pożyczać
i nie lubię, kiedy ktoś ode mnie pożycza. Dlatego na byle wyjeździe uginam się
pod ciężarem plecaka, ale później nie potrzebuję niczyjej łaski.
Wiem, przesadzam, cholernie aspołeczny ze mnie gad.
Czuję się emocjonalnie związana ze swoimi rzeczami.
I nie lubię. Moje.
Znosiłam cierpliwie pielgrzymki do naszego pokoju przez tydzień. O tydzień za dużo. Koniec dnia dziecka, mili państwo, mieszkanki trzeciego piętra informuje się, iż pokój 302 nie jest wypożyczalnią sprzętu RTV, AGD, tudzież czegokolwiek, i osobiście wyproszę każdego, kto ośmieli się pukać z pytaniem ‘czy mogę…?’
‘Mówię nie gdy myślę nie.’
Poszły won.
.
Jest źle.
Szczurzyska łypią smętnie, obrażone, że oberwało nam się za niewinność. W efekcie one muszą być w domu.
Ja w bursie. I nijak się tego nie da na razie zmienić.
Smutno coś. Bardzo.
.
A poza tym jeszcze gorzej.
( Już nawet nie chodzi o tą przerażająco paraliżującą wizję matury, co to wielkimi krokami, już ją za drzwiami prawie słychać i oddech to zimny to gorący na plecach ściga nas bezlitośnie i jawi się całość widmem klęski. )
Może to moja wina, a może tak po prostu. Potrzebuję chyba chwili samotności i ciszy, do tego prawdziwej tęsknoty i uczucia, żeby odzyskać zachwianą równowagę. Znowu tracę grunt pod nogami, zaczyna brakować powietrza i pewnie skończy się moralnym kacem i chęcią bycia jak najdalej. A w gruncie rzeczy nie umiem sobie tego nawet wyobrazić. Zwłaszcza, że wiem, jak bardzo nie potrafię się później posklejać.
/Bo ja uzależniam.
Siebie też./
(Nie chcę już nigdy więcej odchodzić, nie chcę znowu być tą złą, której się nienawidzi.)
Wina pigułek, zmęczenia, znudzenia czy czegoś. Może moja. Nie wiem.
Chcę się obudzić z tego snu, nie podoba mi się wcale.
Nie-po-do-ba.
Ale jeszcze nie zamierzam się poddać.
Tylko bądź cierpliwy.
Wiem, przesadzam, cholernie aspołeczny ze mnie gad.
Czuję się emocjonalnie związana ze swoimi rzeczami.
I nie lubię. Moje.
Znosiłam cierpliwie pielgrzymki do naszego pokoju przez tydzień. O tydzień za dużo. Koniec dnia dziecka, mili państwo, mieszkanki trzeciego piętra informuje się, iż pokój 302 nie jest wypożyczalnią sprzętu RTV, AGD, tudzież czegokolwiek, i osobiście wyproszę każdego, kto ośmieli się pukać z pytaniem ‘czy mogę…?’
‘Mówię nie gdy myślę nie.’
Poszły won.
.
Jest źle.
Szczurzyska łypią smętnie, obrażone, że oberwało nam się za niewinność. W efekcie one muszą być w domu.
Ja w bursie. I nijak się tego nie da na razie zmienić.
Smutno coś. Bardzo.
.
A poza tym jeszcze gorzej.
( Już nawet nie chodzi o tą przerażająco paraliżującą wizję matury, co to wielkimi krokami, już ją za drzwiami prawie słychać i oddech to zimny to gorący na plecach ściga nas bezlitośnie i jawi się całość widmem klęski. )
Może to moja wina, a może tak po prostu. Potrzebuję chyba chwili samotności i ciszy, do tego prawdziwej tęsknoty i uczucia, żeby odzyskać zachwianą równowagę. Znowu tracę grunt pod nogami, zaczyna brakować powietrza i pewnie skończy się moralnym kacem i chęcią bycia jak najdalej. A w gruncie rzeczy nie umiem sobie tego nawet wyobrazić. Zwłaszcza, że wiem, jak bardzo nie potrafię się później posklejać.
/Bo ja uzależniam.
Siebie też./
(Nie chcę już nigdy więcej odchodzić, nie chcę znowu być tą złą, której się nienawidzi.)
Wina pigułek, zmęczenia, znudzenia czy czegoś. Może moja. Nie wiem.
Chcę się obudzić z tego snu, nie podoba mi się wcale.
Nie-po-do-ba.
Ale jeszcze nie zamierzam się poddać.
Tylko bądź cierpliwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz