piątek, 24 grudnia 2004

Nie o świętach wcale.

Śniegu nie ma.
Choinka w barwach czerwieni i złota.
Kasza z cynamonem.

Tak naprawdę nie wiem co napisać. Może, że w tamtym roku było inaczej. Inna atmosfera. Dużo strachu. Dużo niepokoju i fizycznie bolesnych lęków.
Tamte święta Ewa spędziła w maminym brzuchu. Za chwilę będzie miała roczek, coraz odważniej chodzi, bez pytania wywala z szafek co się da, a ja kojarzę jej się najbardziej z moimi szczurami. Cmoka i łapie mnie za ramiona przy każdej okazji (dla niewtajemniczonych – w ten sposób chce wywabić ogony). Ewy ulubione słówka to ‘nie’ i ‘daj’, które raczej brzmią jak ‘ne’ i ‘da’, ale jej minka i tak mówi wszystko. Poza tym strasznie pyskuje (‘mamamamaneneneedaaaaaaaatataamamamaaneee’...) i piszczy głośniej niż Janek i Karolina razem wzięci. Uśmiecha się przepięknie pokazując wszystkie swoje ząbki (sztuk osiem), i w cudowny sposób marszczy nosek. Ulubiony sport Ewuni polega na rozpędzaniu się w chodaku po korytarzu i jeździe bez trzymanki z ostrym hamowaniem na drzwiach, ewentualnie plucie kaszką na odległość z jak największym zapapraniem otoczenia. A ostatnio pełzaczek odkrywa uroki wspinaczki wysokoschodowej. Jeśli ma dobry humor, posyła całuski, bywa nieznośna, a kiedy boi się kogoś obcego, wtula się we mnie i chowa buzie. I. Tak właściwie. Wiem, że nigdy nie przeczyta archiwum mojego bloga. Zwłaszcza z okresu sprzed jej narodzin.

I chociaż tak bardzo się bałam. Chociaż tak bardzo nie chciałam.
Tak bardzo ją teraz kocham. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz