niedziela, 13 listopada 2005

Śniłeś mi się wczoraj. A może tylko mi się śniło.

Stałeś w sklepie, tak zwyczajnie, gadaliśmy o śwince morskiej czy może innym zwierzaku, nie wiem, skąd świnka, wolę szczury. Ale gadaliśmy, a ja zupełnie nie wiedziałam, że nie żyjesz. Uśmiechałeś się do mnie, jak zawsze, jak kiedyś. A ja zupełnie nie wiedziałam, że umarłeś. Że zrobiłeś to sam, chociaż może tamtej nocy, wtedy, może wtedy stałeś przez chwilę pod moim domem, podobno szczekały psy. Więc może stałeś i chciałeś zadzwonić, wejść, pogadać. A ja spałam, zupełnie nie czując. Nie zadzwoniłeś, wróciłeś do siebie. Nie widziałam cię odciętego ze sznura, ale wiem, że była drabina. O czym myślałeś? Byłeś pewien, że właśnie tak? Dlatego dzień wcześniej powiedziałeś mi tamte słowa, których sens stał się jasny dopiero kiedy ty, kiedy krzyk i płacz i totalna bezradność, bezsilność i to, że zupełnie nie wierzę, by to było możliwe, że nie żyjesz? Oni kłamią. Oni wszyscy kłamią, bo nigdy nie wiedzieli. Nie rozumieją nas. Nigdy nie rozumieli.
- Dla nich jesteśmy zbyt zarozumiali, by liczyć się z innymi. Nie umiemy słuchać, przekonani o swojej wyjątkowości i wyższości, wszystkich mamy za nic.
Jestem taka sama jak ty, coraz częściej to słyszę. I wiesz. Dumna jestem z tego. Ale brakuje mi ciebie, bo tylko ty tak dobrze rozumiałeś, bez słów. Bo jesteśmy tacy sami.
Byliśmy, ty byłeś. Ja – jestem, czy może staram się być.

Świnka morska jak czysty absurd, ale liczy się fakt, że wreszcie do mnie przyszedłeś. Chciałeś brązowo-czarną…
.
Tylko dlaczego obudził mnie nie włączony budzik dzwoniący kilka razy, dlaczego taki uparty i zupełnie nie na miejscu, przecież nikt go nie prosił? Nie wiem, gdzie dzwonił, brzmiał jak z innego pokoju, innego piętra albo innego stanu świadomości. Było po 5.40. Chciałam wrócić w sen z tobą, ale poszedłeś, zniknąłeś, czy może zdmuchnął cię ‘przeciąg trzaskający złudzeniami’. Nie wiem.
Ale teraz boję się zgasić światło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz