wtorek, 25 października 2005

Ja - sowa.

‘moim sąsiadem jest anioł 
on strzeże ludzkich snów
dlatego wraca późno do domu
na schodach słyszę dyskretne kroki
i szelest
zwijanych skrzydeł

on rano staje w moich drzwiach
otwartych na oścież
i mówi:
twoje okno znowu
świeciło długo
w nocy’
( H. Poświatowska )

Jestem sową, ptakiem nocnym, nie potrafię skupić się na działaniu kiedy na stoliku obok brzęczy włączony telewizor, trzaskają drzwi, a z przeciwległego łóżka dobiegają tajemnicze głosy mamroczące coś o podziale władzy w starożytnym Rzymie lub inne dyskutujące na tematy marynistyczne (znaczy, o dupie Maryny).
Kiedy teoretyczna cisza nocna zabarwi korytarz elementami spokoju, a współlokatorki wreszcie położą się spać, ja wyciągam milion odłożonych rzeczy. Słyszę jak Paulina mówi przez sen, Magda zgrzyta zębami, a Gosia pojękuje od czasu do czasu (mi zdarza się drżeć, kiedy śnię, że spadam).
Siedzę więc do późna, po to, by rano wyłączyć dręczący budzik i zaspać na matematykę. Bywa też, że stoję na przystanku w biegu na drugą lekcję ze świadomością, że w szkole właśnie brzęczy dzwonek, a za chwilę na francuskim pani profesor rozda kartki z zadaniami. Do szatni wpadam galopem, prawie spadam ze schodów i rozwiązane sznurówki nie mają tu nic do rzeczy, barbarzyńsko zmiętolony mundurek błaga o litość,                  a przerzucony przez ramię plecak ciąży niemiłosiernie. Uff. Prawie się nie spóźniłam. Jaki cudowny początek dnia… dalej może być tylko lepiej. Prawda?
.
O godzinie 15.30 zwykłam mówić ‘dobranoc’.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz