'z dziećmi trzeba surowo
zamiast płaszcza łach
ubierz łach
zapnij łach
szanuj łach
ten łach to moja praca
moje wyprute żyły
ten łach
moje stracone złudzenia
moje niedoszłe posłannictwo
moje złamane życie
moja martwa perspektywa
wszystko ten łach
ubierz łach
zapnij łach
szanuj łach’
( ‘Pedagogika’, Andrzej Bursa )
Znasz zapach starej książki, w wieku prawie moim, z antykwariatu? Na suficie
zaświeciło słońce kiedy miły starszy pan w okularach powiedział, że owszem,
gdzieś na pewno ma tomik Bursy wierszy (poszukiwany bezskutecznie od trzech
lat), a nawet ‘Antologię poetów wyklętych’, którą sobie sprezentuję przy
najbliższej okazji.
Trochę poprawiło mi to nastrój, trochę pozwoliło ochłonąć, trochę zebrać myśli
po wykładzie zaserwowanym dziś w drodze do Łodzi, 90 km, przez rodziców.
Ja naprawdę znam jak nikt inny wszystkie swoje wady. I naprawdę NIE CIERPIĘ,
kiedy ktoś wkłada mi w usta moje własne słowa, z tą drobną różnicą, że
przejaskrawione i wyolbrzymione tysiąc razy, z doklejonym komentarzem własnym,
a rzekomo moim. Czuję się zupełnie bezradna, kiedy słyszę rzeczy, owszem,
wypowiedziane niegdyś, ale tak podane, że aż wstyd przed sobą, bo w życiu by mi
do głowy w takiej formie nie przyszły. I co ja mam wtedy powiedzieć? Przecież
nie zaprzeczę, bo myślę i mówię, że nie zgadzam się z opinią cioci M., że
uważam, że ona nie ma racji, że nie podoba mi się to a owo, że Jaś ma, moim
zdaniem, nieodpowiednie towarzystwo i przecież nie czepiam się bo nie zależy mi
zupełnie, by dalej był chowany pod kloszem i zgoda, potrzebuje kolegów, a nie
same baby, ale na litość boską, odkąd się z Patrykiem zaprzyjaźnił to nie jest
to samo dziecko – arogancki, przemądrzały, nieposłuszny, głośny i leniwy, tylko
patrzy żeby włóczyć się bóg wie gdzie, on ma 7 lat! Z mojego inteligentnego i
żądnego wiedzy braciszka zamienił się w tępego głąba ganiającego za piłką! I to
jest ewidentne przegięcie. A tata z ogromnymi pretensjami o moje ‘nawet jakbyś
mi zabronił i tak bym nie posłuchała’, które w kontekście właściwym brzmiało
normalnie, w jego wykonaniu – jakbym była najbardziej wyrodnym i niewdzięcznym
dzieckiem na świecie. I jeszcze, że nie znam zupełnie wartości pieniądza, bo
przecież w życiu nie pracowałam, bo przecież ja nic nie robię, bo przecież jestem_do_niczego.
Nic. Niczego. Bo nawet nie potrafię się dogadać z własnym rodzeństwem, bo
traktuje ich jak ‘zło konieczne’, bo wrzeszczę, warczę, bo wiecznie mi wszystko
nie pasuje, zawsze jestem niezadowolona.
.
I że im więcej się uczę, tym jestem głupsza. I nie mam pojęcia o życiu. A
najlepsze – ŻE JESTEM TAKA PODOBNA DO KAMILA. A jak Kamil skończył? Tak,
powiesił się. Tak, nie żyje. Tak, odbiła mu szajba, zawsze był dziwny i nie
pasował do rodziny. TAK, KURWA, NIKT GO NIE ZAPYTAŁ CO JEST NIE TAK!!! Teraz za
to wszyscy są bardzo mądrzy i wiedzą najlepiej, oni wszyscy zawsze wiedzą
najlepiej. Boże, gdzie jesteś? Ja NIE ROZUMIEM!!! Słyszysz?! Nie-ro-zu-miem!
...
Że czasami jestem jak gradowa chmura i nie głaszczę ludzi po buźkach, tylko
powiem ‘a dajcie mi wszyscy święty spokój, nie, nie dostaniecie TERAZ
komputera, teraz ja śpię, wynocha’. Fakt, ostatnio trochę było nie tak z Anetą
– ona wie za co, i wie, że racja po mojej stronie – i właściwie już wszystko
ok., obu nam przeszło. A Karolina wpatrzona w mojego Artura jak w obrazek i
rybki jej i roślinkę do akwarium po kryjomu przywieźliśmy i najchętniej to by
się od nas na krok nie odlepiała, a jak jej podrzucam po cichu książki zawsze z
miną szelmowską puszcza oko, to nasza tajemnica, nikt nie widział, ćśśśś...
Janek, istotnie, koncertowo mnie olewa, bo kategorycznie poprosiłam, by nie
zapraszał Patryka do mojego pokoju. A Ewa, Ewa nawet ‘sisi’ ze mną chodzi i
przy byle okazji i bez okazji pakuje mi się na ręce i do nikogo prócz mamy ode
mnie nie pójdzie. A jak zapytasz ‘czyja jesteś, Ewuniu?’, masz odpowiedź,
cytuję: ‘mami, Kasi i Atuja’.
Nie rozumiem, bo to nawet nie jest śmieszne, że mama wrzeszczy, bo niby mam
bałagan w pokoju, a na uwagę, że kiedy u mnie ostatnio była, pada: ‘dawno’ (
proponuję zaktualizować dane ).
Nie rozumiem, bo słyszę wrzaski i pretensje o rachunki, o brak poszanowania
pieniądza, wyrzuty, że potrzebuję 100 zł na naprawę aparatu i 50 zł na książki
do historii, a 30zł reszty które honorowo mamie oddaję ląduje z powrotem w moim
portfelu i na giełdzie co chwilę słyszę ‘masz ochotę na jabłka, kupić ci
kukurydzę, zrobimy sałatkę z tych śmiesznych owoców?’. Nie rozumiem, naprawdę.
.
Tak – jestem do niczego.
Tak – nikt mnie nie lubi.
Tak – jestem beznadziejna.
Tak – jestem nikomu niepotrzebna.
.
Proponuję zabić mnie jutro jak przyjdzie rachunek za Internet.
A jak nie, to darujcie kolejną porcję wrzasków – załatwię to sama.
Kamila przepraszam za złamanie obietnicy, ale to chyba jedyne rozsądne wyjście
z sytuacji. Moje chore marzenia, żeby się porządnie rozchorować, najlepiej z
jakimś szpitalem, to pomysł zbyt lekkiego kalibru i całkiem do niczego, bo z
doświadczenia wiem już, że usłyszeć mogę jedynie, że to kolejna fanaberia,
wszystko moja wina i jeszcze co za idiotyzm, kasę na leki trzeba będzie, ja nie
szanuję pieniędzy.
‘Cały
mój świat potrzebuje psychologa…’
( Happysad )
Czasami bardzo chcę zniknąć.