Nie wiem, co będzie. Mimo tego, że mama już o wszystkim wie, chociaż rozmawiałyśmy wczoraj tak szczerze jak nigdy, i najpierw wzajemne obwinianie botynigdyniemaszdlamnieczasu a
botysięzamykasziniechceszwcale, później przyznawanie sobie racji w stopniu mniejszym lub większym, i nerwy i złość i łzy i żal, i dużo dużo słów, i przepraszam i już będzie lepiej, zawsze, od teraz, i inaczej i... cieszę się. Ale jakoś nadal pełna obaw jestem, że coś pójdzie nie tak, że ją zawiodę, że... A może to ten Therion w głośnikach. Może nocny chłód, nieobecność Janusza albo wczorajsza ( skądinąd zupełnie sympatyczna ) rozmowa z Szymonem wprowadzają mnie w tej dziwny nastrój, kiedy mam wrażenie, że ‘niebo znów na głowę spada mi i nadziei coraz mniej na słońce’... I chyba znów się boję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz