Ponuro. Niebo ciemne, zachmurzone, drzewa
potargane, wiatr świszczy wściekle wdzierając się przez nieszczelne okna do
pokoju pełnego zapachu tej czerwonej świeczki z powtapianymi muszelkami, która
pachnie wakacjami nad morzem dwa lata temu, kiedy ciocia M. wyprowadzona z
równowagi moim zachowaniem i stosunkiem do świata wygarnęła mi jak bardzo
jestem nieodpowiedzialna, egoistyczna, introwertyczna, przekonana o swojej
wyjątkowości, bo z nikim się nie zaprzyjaźniłam, i tak dalej i tak dalej.
Zapiekło wtedy. Tym bardziej, że podczas całego pobytu zajmowałam się 4letnim
wówczas Jasiem na tyle dobrze, że ludzie brali mnie za jego matkę.
Dzisiaj, kiedy wróciłam z P., wzięłam na ręce marudzącą Ewę. Ciocia z uśmiechem
na ustach zabrała mi małą, dodając ociekającym słodyczą głosem ‘ona przecież
ciebie wcale nie zna!’. Ja ją kiedyś zabiję. Ciotkę, oczywiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz