piątek, 30 marca 2012

...

Po 12 miesiącach walki z rozstrojonym organizmem, kiedy życie przygniotło mnie na tyle, że właściwie postanowiłam się poddać. Przestać się okłamywać i nakręcać na coś, czego nie ma. Odpuścić.
Odstawiłam hormony, bromergon, nawet kwas foliowy.

Coś mnie wczoraj tknęło.
Wszystkie tak zwane objawy dało się logicznie i sensownie wytłumaczyć - sikanie na potęgę, pobolewanie piersi, senność, nawet koty uparcie układające się do spania na moim podbrzuszu.
Niby z góry założyłam, że nic z tego nie będzie, że za wcześnie to raz, a dwa, że znów się rozczaruję - ale chociaż przestanie kusić ten ostatni test z zapasu poprzednich miesięcy. No i coś mnie tknęło. Jakby fragmenty układanki minionych dni na ułamek sekundy ułożyły się w zgrabną całość.
Ostatnią rzeczą, którą spodziewałam się zobaczyć była druga bledziutka kreska.
Cień. A może bardziej cień cienia.
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

Dzisiejsza beta nie pozostawia żadnych wątpliwości - 4 tydzień.
.
.
.
Moje maleństwo, mój mały cudzie, proszę - rośnij zdrowe i silne.
zobaczymy się w grudniu
- głaszczę

mama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz