.
.
Jestem
totalnie zmęczona. Przesiaduję całymi dniami w piwnicy, klecąc stroiki na
Wszystkich Świętych. Zrobiłam na razie jakieś 300 sztuk, do końca zostało więc,
bagatela, 900. I wyrobić się muszę października,
bo później
trzeba znów rozpocząć kolejny sezon wielkiej emigracji łódzkiej...
I było by mi przy tych stroikach niemiłosiernie nudno, gdyby nie towarzystwo rozgadanej Anety, rozśpiewanej Niny albo zaczytanego w komiksach Jaśka, oraz, rzecz jasna - Ewuni, która zagląda na dół do czasu do czasu w przerwach między chorowaniem i gorączką, opowiada śmieszne historyjki, chwali się nową super koszulką z Montim (tym od Monte Drinków i innych mleczno-czekoladowych uciech), później daje mi miliardy bakterii razem z buziaczkami i zmyka na górę, a efektem jest mój nasilający się kaszel. W przypływie dobrego humoru Aneta wpuszcza do nas psiska, Iskra z rozbiegu wskakuje mi na kolana i z zazdrością warczy i szczeka obwieszczając całemu światu, że pańcia jest jej, kolanka są jej, mizianie i tulenie tylko jej się należy, toteż lepiej się trzymać od jej pańci z daleka, bo inaczej ona, krwiożercza Iskra, będzie gryźć. Kiedy już odgoni wszystkich potencjalnych wrogów (czyli swą rodzicielkę Figę, tatę Urwisa, babcię Kikę, wujka Tygrysa i brata Smoka, a także tę wiecznie podejrzaną łajzę, Anetę) układa się jak małe dziecko, wtula w przykurzony polar i śpi, grzejąc rozczuloną pańcię.
.
.
.
Boskim zrządzeniem losu mam rozładowany telefon, udaję więc że mnie nie ma i po cichu planuję się wyspać. Jeszcze tylko kolejna porcja intensywnie łagodzącego balsamu wklepana w obolałe dłonie.
I było by mi przy tych stroikach niemiłosiernie nudno, gdyby nie towarzystwo rozgadanej Anety, rozśpiewanej Niny albo zaczytanego w komiksach Jaśka, oraz, rzecz jasna - Ewuni, która zagląda na dół do czasu do czasu w przerwach między chorowaniem i gorączką, opowiada śmieszne historyjki, chwali się nową super koszulką z Montim (tym od Monte Drinków i innych mleczno-czekoladowych uciech), później daje mi miliardy bakterii razem z buziaczkami i zmyka na górę, a efektem jest mój nasilający się kaszel. W przypływie dobrego humoru Aneta wpuszcza do nas psiska, Iskra z rozbiegu wskakuje mi na kolana i z zazdrością warczy i szczeka obwieszczając całemu światu, że pańcia jest jej, kolanka są jej, mizianie i tulenie tylko jej się należy, toteż lepiej się trzymać od jej pańci z daleka, bo inaczej ona, krwiożercza Iskra, będzie gryźć. Kiedy już odgoni wszystkich potencjalnych wrogów (czyli swą rodzicielkę Figę, tatę Urwisa, babcię Kikę, wujka Tygrysa i brata Smoka, a także tę wiecznie podejrzaną łajzę, Anetę) układa się jak małe dziecko, wtula w przykurzony polar i śpi, grzejąc rozczuloną pańcię.
.
.
.
Boskim zrządzeniem losu mam rozładowany telefon, udaję więc że mnie nie ma i po cichu planuję się wyspać. Jeszcze tylko kolejna porcja intensywnie łagodzącego balsamu wklepana w obolałe dłonie.
Wyłączenie
światła, wyłączenie świata.
.
Pstryk.
I już.
…sza.
.
Pstryk.
I już.
…sza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz