poniedziałek, 23 stycznia 2006

Wyłącz komputer. No mówię, wyłącz ten cholerny komputer!

Jestem obrzydliwie leniwa. I zamiast uczyć się, ja siedzę, patrzę, kontempluję grzbiety książek poustawianych na półce naprzeciwko łóżka. Tysiąc razy tworzę plan, najpierw powtórka z gramatyki, potem prace domowe na korepetycje, a na koniec rycie słówek z podręcznika, a wszystko na nic. I tak staje na tym, że zjadam kolejne jabłko, klikam w kolejne łącze, zaczynam kolejną bezcelową rozmowę na gg. Zerwałam z forum, zyskałam mnóstwo czasu, który trwonię w sposób jeszcze bardziej pusty i bezsensowny. Droga donikąd prowadzi wśród nudnych pokus dnia codziennego, a kiedy A. wyjechał do Łodzi, to już nic nie odlepia mnie od klawiatury.
.
Jako że słowo pisane zawsze oddziaływało na mnie mocniej niż wszystko inne…
/to jest mobilizacyjny kop w dupę/
/to jest ostry wjazd na ambicję/
/to jest trzeźwiące spostrzeżenie, że jak tak dalej pójdzie, to mogę zapomnieć o jakichkolwiek studiach, a co dopiero marzyć o tych, które chcę/

Do dzieła, do dzieła! Przecież potrafię i kiedyś bywały ciągle takie noce, kiedy tata stanowczo musiał zabierać umęczoną i rozgrzaną lampkę, a ja niekoniecznie ucząc się, ale czytając, pochłaniając książkę marudziłam, że zostało mi tylko kilka rozdziałów do końca i jeszcze jeden, jeszcze dwa, jeszcze kilka stron i już idę spać, już idę, idę, dobranoc tato, i wygrzebuję z szafki latarkę i…
.
Ewa tworzy pałac z klocków dla plastikowego kota, zadziwiające, ile energii i hałasu wymagają takie prace budowlane. A ja wyciągam notatki… Czas obudzić głód wejścia głębiej w specyfikę trybu subjonctif.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz