Skończyłam z remanentem (sic!), jestem z siebie
dumna i przy okazji nieco zmęczona.
Na drzwiach do mojego pokoju przylepiam tylko kartkę z napisem:
‘Osoby wrażliwe i wyczulone na BAŁAGAN proszone są o poważne zastanowienie
się przed wejściem. OSTRZEGAM! Dla własnego dobra radzę pozostać na zewnątrz!
( posprzątam dziś, jak tylko się wyśpię – NIE BUDZIĆ! )
dziękuję.
k.’
To nie jest tak, że bałagan zupełnie mi nie przeszkadza. Lubię mieć
‘artystyczny nieład’ i granice dobrego smaku są w tym bardzo elastyczne,
ponieważ sprzątanie nie należy do moich ulubionych zajęć i aby się za nie
zabrać zazwyczaj potrzebuję przynajmniej jednej z dwóch rzeczy – natchnienia na
porządki albo Bardzo Ważnej Klasówki, Koniecznie Jutro, Z Przedmiotu, Którego
Nienawidzę ( czyli wiadomo, że pokój 302 błyszczy każdorazowo przed moim
sprawdzianem z chemii/fizyki/matmy... uwielbiam wtedy robić wszystko, byle
tylko się nie uczyć ). Jednak w momencie, kiedy podłoga przypomina śmietnik, a
komórki muszę szukać dzwoniąc na nią z telefonu domowego, jest to wyraźny
sygnał, że babcine krzyki mają pewne uzasadnienie i wypadałoby pozbyć się
kolekcji rzeczy osobliwych ( czyt. butelek po pepsi, tony papieru, opakowań,
książek, ciuchów, butów, kanapek, płyt, gazet, petów po Pauce, zabawek Jaśka,
kubków, długopisów, ... ), jak również usunąć pokaźne warstwy kurzu z mebli.
Żeby tylko babcia nie rozpętała rano wojny o mój ‘mały’ burdel. I byle nie
KAZAŁA mi posprzątać, bo wtedy to już na pewno nie ruszę tych śmieci przez
najbliższy miesiąc.
I spać idę.
Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz