Proszę cię, och, tak bardzo cię proszę. Nie teraz! Nie możesz... Za 2-3 lata
wielkie TAK, ale nie dzisiaj, nie teraz, teraz jest najbardziej nieodpowiednią
chwilą z wszystkich niemożliwych!
Przecież sumiennie biorę pigułki. Przecież nawet nie kochamy się ostatnio zbyt często, bo ciągle zaganiani oboje, brak czasu miejsca akcji zgrania wolnej chwili. Tak, wiem, że jeden raz wystarczy i wcale nie trzeba więcej.
Na razie staram się być spokojna. Tonem stanowczym stwierdzam, że musiałoby się za dużo rzeczy na raz spieprzyć, żeby było aż tak źle. Ale wiem, że w sumie mogło. Chociaż sprawa śmierdzi na kilometr cudem albo splotem najdziwniejszych wypadków.
Paraliżujące przerażenie z wizją numer jeden. Powrót do wioski, wylot ze szkoły, świat się wali z hukiem wielkim. Teraz, kiedy właśnie stałam się pełnoprawną obywatelką chwilowo jeszcze bez różowego kawałka plastiku z danymi i zdjęciem, kiedy z szaleńczym zacięciem i ogromną przyjemnością ćwiczę parkowanie ukośne i garażowanie tyłem a tata remontuje dla mnie starego żółtego pasata z ciemna tapicerką, kiedy już bliżej niż dalej i za rok o tej porze matura i sen o studiach, być może o Warszawie, być może coś więcej. Teraz? Nie, proszę cię... Nie możesz...
Tak, często myślę o dziecku. I nawet czasami w żartach spieram się z Arturem w kwestii pojęcia wczesnego macierzyństwa. Ale, do licha, nie teraz...!
Mam nadzieję, że to tylko moja wybujała wyobraźnia płata mi paskudne figle i bardzo chce perfidnie oderwać mnie od spraw szkolnych, czyli ważnych, w chwili obecnej podniesionych nawet do rangi priorytetowych z okazji coraz szybciej zbliżającego się końca roku szkolnego.
Chcę środy. Chcę pewności i uspokojenia.
Teraz.
Przecież sumiennie biorę pigułki. Przecież nawet nie kochamy się ostatnio zbyt często, bo ciągle zaganiani oboje, brak czasu miejsca akcji zgrania wolnej chwili. Tak, wiem, że jeden raz wystarczy i wcale nie trzeba więcej.
Na razie staram się być spokojna. Tonem stanowczym stwierdzam, że musiałoby się za dużo rzeczy na raz spieprzyć, żeby było aż tak źle. Ale wiem, że w sumie mogło. Chociaż sprawa śmierdzi na kilometr cudem albo splotem najdziwniejszych wypadków.
Paraliżujące przerażenie z wizją numer jeden. Powrót do wioski, wylot ze szkoły, świat się wali z hukiem wielkim. Teraz, kiedy właśnie stałam się pełnoprawną obywatelką chwilowo jeszcze bez różowego kawałka plastiku z danymi i zdjęciem, kiedy z szaleńczym zacięciem i ogromną przyjemnością ćwiczę parkowanie ukośne i garażowanie tyłem a tata remontuje dla mnie starego żółtego pasata z ciemna tapicerką, kiedy już bliżej niż dalej i za rok o tej porze matura i sen o studiach, być może o Warszawie, być może coś więcej. Teraz? Nie, proszę cię... Nie możesz...
Tak, często myślę o dziecku. I nawet czasami w żartach spieram się z Arturem w kwestii pojęcia wczesnego macierzyństwa. Ale, do licha, nie teraz...!
Mam nadzieję, że to tylko moja wybujała wyobraźnia płata mi paskudne figle i bardzo chce perfidnie oderwać mnie od spraw szkolnych, czyli ważnych, w chwili obecnej podniesionych nawet do rangi priorytetowych z okazji coraz szybciej zbliżającego się końca roku szkolnego.
Chcę środy. Chcę pewności i uspokojenia.
Teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz