Potrwa do wtorku - środy i wtedy będą dwie drogi. Obie w pewnym sensie złe.
Proszę cię, och, tak bardzo cię proszę. Nie teraz! Nie możesz... Za 2-3 lata
wielkie TAK, ale nie dzisiaj, nie teraz, teraz jest najbardziej nieodpowiednią
chwilą z wszystkich niemożliwych!
Przecież sumiennie biorę pigułki. Przecież nawet nie kochamy się ostatnio zbyt
często, bo ciągle zaganiani oboje, brak czasu miejsca akcji zgrania wolnej
chwili. Tak, wiem, że jeden raz wystarczy i wcale nie trzeba więcej.
Na razie staram się być spokojna. Tonem stanowczym stwierdzam, że musiałoby się
za dużo rzeczy na raz spieprzyć, żeby było aż tak źle. Ale wiem, że w sumie
mogło. Chociaż sprawa śmierdzi na kilometr cudem albo splotem najdziwniejszych
wypadków.
Paraliżujące przerażenie z wizją numer jeden. Powrót do wioski, wylot ze
szkoły, świat się wali z hukiem wielkim. Teraz, kiedy właśnie stałam się pełnoprawną
obywatelką chwilowo jeszcze bez różowego kawałka plastiku z danymi i zdjęciem,
kiedy z szaleńczym zacięciem i ogromną przyjemnością ćwiczę parkowanie ukośne i
garażowanie tyłem a tata remontuje dla mnie starego żółtego pasata z ciemna
tapicerką, kiedy już bliżej niż dalej i za rok o tej porze matura i sen o
studiach, być może o Warszawie, być może coś więcej. Teraz? Nie, proszę
cię... Nie możesz...
Tak, często myślę o dziecku. I nawet czasami w żartach spieram się z Arturem w
kwestii pojęcia wczesnego macierzyństwa. Ale, do licha, nie teraz...!
Mam nadzieję, że to tylko moja wybujała wyobraźnia płata mi paskudne figle i
bardzo chce perfidnie oderwać mnie od spraw szkolnych, czyli ważnych, w chwili
obecnej podniesionych nawet do rangi priorytetowych z okazji coraz szybciej
zbliżającego się końca roku szkolnego.
Chcę środy. Chcę pewności i uspokojenia.
Teraz.