Zawsze bawiły mnie opinie, że dopiero po ślubie nadchodzą najpiękniejsze dni, że wtedy pojawia się prawdziwe szczęście i pełnia miłości, że ślub zmienia wszystko, pyk, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, sielanka rodem z klasyki Disneya.
Tymczasem wychodzi na to, że przeczucia mnie nie myliły - ciuchy do prania nadal trzeba zbierać za facetem z losowo wybranych zakątków mieszkania, brudne gary jak nie zmywały się nigdy same tak dalej nie chcą, a niekończąca się opowieść pod tytułem 'kto dzisiaj wychodzi z psem' ogłasza kontynuację na kolejne sezony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz